To jest po prostu leń! O motywacji do nauki
- 02.04.2024 12:41
- W mojej praktyce psychologicznej dość często spotykam się z pytaniami rodziców,
co powinni robić, żeby dzieci chciały się uczyć. Niejeden raz słyszę też opinie
w rodzaju „Proszę pana, to jest po prostu leń!”. Wymuszone na nas całkiem niedawno
okolicznościami nauczanie zdalne sprawiło, że kwestia motywacji do nauki wysunęła
się na pierwszy plan. Teraz znowu uczymy się w szkole, ale przy tym temacie warto
pozostać. W mojej praktyce psychologicznej dość często spotykam się z pytaniami rodziców,
co powinni robić, żeby dzieci chciały się uczyć. Niejeden raz słyszę też opinie
w rodzaju „Proszę pana, to jest po prostu leń!”. Wymuszone na nas całkiem niedawno
okolicznościami nauczanie zdalne sprawiło, że kwestia motywacji do nauki wysunęła
się na pierwszy plan. Teraz znowu uczymy się w szkole, ale przy tym temacie warto
pozostać.Już na samym wstępie powiedzmy wyraźnie: nie ma dzieci leniwych. Aktywność
poznawcza jest naturalnym stanem psychiki człowieka – obserwujemy ją już
u niemowląt, które rozglądają się, nasłuchują, dotykają przedmiotów, wąchają je, biorą
do ust. Wraz z wiekiem ta aktywność przybiera formy właściwe dla rozwijających się
możliwości dziecka i jego dotychczasowych osiągnięć. Jeżeli więc wszystko jest
w porządku, nasze dzieci uczą się w szkole chętnie, a nawet z zapałem.Niestety, często nie wszystko jest w porządku. Funkcjonowanie każdego z nas zależy
od całego splotu rozmaitych okoliczności zewnętrznych, na które w dużej mierze nie
mamy wpływu. Wspomniane niemowlę inaczej będzie poznawało świat, gdy w jego
otoczeniu znajdą się kolorowe, poruszające się przedmioty i zabawki pozwalające
wydawać dźwięki, a inaczej, gdy ich zabraknie. Starsze dziecko potrzebuje już znacznie
więcej – odpowiednich warunków do nauki, fizycznych i emocjonalnych, w tym
właściwej motywacji. To są właśnie te okoliczności zewnętrzne, na które dziecko
wprawdzie nie ma wpływu, ale za to mamy wpływ my, rodzice. Jeżeli o te okoliczności
zadbamy, wówczas wszystko (a przynajmniej to, co od nas zależy) „będzie
w porządku”.Co działa motywująco?
Pierwszaki uczą się, żeby sprawić przyjemność rodzicom i pani w szkole. Uśmiech,
duma widoczna w oczach mamy, pochwała działają motywująco, skłaniają do dalszego
wysiłku. Nic nie motywuje bardziej niż odniesiony sukces. Zobaczmy, jak reagujemy
my sami, kiedy dostaniemy w pracy premię uznaniową. Wzmacnia to naszą wiarę we
własne siły, zachęca do dalszych osiągnięć. Dlatego też psychologowie namawiają do
chwalenia dziecka nawet za najdrobniejsze sukcesy, więcej, czasem nawet za sam tylko
wyraźnie widoczny wysiłek, nawet jeżeli nie przyniósł zamierzonych efektów („Widzę,
że się starasz, nie martw się, następnym razem będzie lepiej”). Bezpodstawne są
wyrażane często obawy, że po otrzymaniu dobrej oceny dziecko ”spocznie na laurach”.
Zwróćmy uwagę, że to są czynniki całkowicie niematerialne, oparte na więzi
emocjonalnej z osobą dorosłą. Ale motywatorem może też być zasłużona nagroda –
wspólne wyjście do parku rozrywki czy do kina, no i oczywiście szeroko rozumiany
cukierek, który wraz z wiekiem dziecka przybiera coraz to inną postać: nowego tableta,
roweru czy gry komputerowej.W początkowych latach nauki szkolnej motywacja ma więc charakter zewnętrzny –
jest efektem oddziaływania na dziecko innych osób. Poczynając od ok. 12-13 roku życia
następuje uwewnętrznienie motywacji. Dziecko uznaje wówczas motywy wpojone mu
przez rodziców i nauczycieli za swoje własne. Uczy się już dlatego, że samo chce,
bo stało się ambitne, bo planuje, kim zostanie w dorosłym życiu, bo już rozumie,
że od wyników w nauce zależy urzeczywistnienie tych planów. Umiejętne zadbanie
o motywację zewnętrzną w początkowych latach nauki jest więc ważne również
dlatego, że pozwoli z czasem dziecku płynnie tę motywację uwewnętrznić. A my
zyskujemy wówczas dodatkowy bonus – nie musimy już starać się o motywowanie
dziecka. Niepotrzebne stają się cukierki i tablety. O uśmiechu i aprobacie warto jednak
pamiętać nadal. O dumie pamiętać nie musimy, bo przychodzi sama, kiedy patrzymy,
jak rozwija się nasza latorośl.A co niweczy motywację?
Rodzice nie ustają w wysiłkach, żeby motywować dzieci do nauki. Wielu z nich
pojmuje motywację w kategoriach zachęty, namawiania, nakłaniania, wywierania
presji, odwoływania się do ambicji, bądź to pozytywnego („Jesteś inteligentną
dziewczyną, stać Cię na więcej”), bądź negatywnego („Naprawdę chcesz być najgorszy
w klasie?”), a nawet zawstydzania („Zobacz, jakie oceny ma Bartek,
a Ty?”), wzbudzania poczucia winy („Twoi rodzice ciężko pracują, żebyś mógł się
uczyć, jesteś niewdzięczny”) czy wreszcie ukazywania, zwykle mało wiarygodnych,
wzorców („Twój tata w twoim wieku był wzorowym uczniem”).
Rodziców, którzy skarżą się nieskuteczność takich działań zachęcam czasami, żeby
przyjrzeli się sami sobie, swojemu postępowaniu, własnym myślom i uczuciom.
Pierwszą reakcją jest zwykle ogromne zaskoczenie. „Ja? Ze mną jest wszystko
porządku. To córka (syn) ma problemy. Ja robię wszystko, żeby tylko chciał(a) się
uczyć. Ma własny pokój, komputer, wszystkie podręczniki i pomoce…”. Wtedy
w zaciszu gabinetu psychologicznego przyglądamy się wspólnie temu, co rodzic robi.
Pamiętam tatę, który przez całe ferie zimowe codziennie przypominał córce, żeby choć
na chwilę zajrzała do podręczników i zeszytów (”Przecież po feriach pani może cię
odpytać”). Efektem był jedynie zepsuty wypoczynek. Niektórzy rodzice nie
przepuszczą żadnej okazji, żeby w taki sposób „motywować” dziecko. Syn przynosi ze
szkoły piątkę z plusem z matematyki i z dumą pokazuje tacie. A na to słyszy:
„No, ładnie. A dlaczegóż to nie szóstka? Stać Cię chyba”. Jest to powiedziane
w najlepszej wierze i w głębokim przekonaniu o słuszności takiego podejścia do
dziecka. Jeżeli jednak każda pochwała jest okraszona tego rodzaju „dodatkiem
motywacyjnym”, murowany jest efekt odwrotny do zamierzonego. Dziecko odczuwa
rozczarowanie, zniechęcenie, stopniowo traci wiarę we własne siły, nabiera
przekonania, że żaden wysiłek nigdy nie przyniesie zadowalających rezultatów, bo…
przecież zawsze mogłoby być jeszcze lepiej. W dłuższej perspektywie czasowej może to
prowadzić do problemów emocjonalnych i (lub) zaburzeń zachowania. Znowu
pojawiają się jedynki w dzienniku. A wtedy rodzicom opadają ręce. I przychodzą do
psychologa. „Proszę pana, to jest po prostu leń! My robimy wszystko, żeby on chciał się
uczyć…”. Wielu rodziców z czasem dostrzega, że nie jest to właściwe postępowanie.
Bywa, że proponuję rodzicom odbycie kilku spotkań terapeutycznych z psycho-
logiem w celu poznania i przynajmniej częściowego rozwiązania własnych problemów.
Bo my przecież też mieliśmy rodziców, którzy w najlepszej wierze
i w głębokim przekonaniu… Historia lubi się powtarzać.Nie na wszystkie kłopoty można podać radę w krótkim artykule, bo przecież każde
dziecko jest inne. Pamiętajmy, że psycholog zawsze gotów jest służyć radą i pomocą.Michał Zagrodzki
psycholog w Szkole Podstawowej w Zaborowie- Wróć do listy artykułów
Ostatnie artykuły